Przeminęło z wiatrem czy Ballada o Januszku?

"Pan O'Hara: Chcesz powiedzieć, Scarlett O'Hara, że ziemia jest nieważna? Ziemia to jedyne, dla czego warto pracować, walczyć i ginąć. Tylko ziemia trwa!
Scarlett O'Hara: Mówisz jak Irlandczyk.
Pan O'Hara: I jestem z tego dumny. A ty nie zapominaj, że płynie w tobie moja krew. A dla półkrwi Irlandki ziemia na której żyje, to matka. Jesteś jeszcze dzieckiem. Ale miłość do ziemi przyjdzie. Żadna Irlandka od tego nie ucieknie."
W poniedziałek wieczorem Lolek przywałęsał się smutny do mojej sypialni. Brzuszek nie bolał, jeść się nie chciało, przytulić się nie chciał, więc może telefon do taty - w końcu tata nie kontaktował się z nimi już prawie 3 tygodnie. Wybrałam numer i oddałam mu aparat. Od razu rogal na twarzy.

Przy okazji eks poinformował mnie, że bierze urlop i chciałby zabrać dzieci. Postanowiłam wykorzystać moment i zahaczyć go o uregulowanie pozostałych kwestii związanych z podziałem majątku - czyli darowizny Laskowa dzieciom. Wykręcał się tym, że chce cały urlop spędzić z dziećmi, ale udało mi się go przekonać, że możemy rano pójść do notariusza, a zaraz potem wyjedzie sobie z dziećmi. Zgodził się.

We wtorek i w środę biegałam więc za potrzebnymi dokumentami. Kiedy szłam do notariusza, u którego 11 lat temu dzieliłam się z eksem Laskowem, pomyślałam, że historia zatoczyła koło - gdyby, ktoś pogrzebał w aktach, miałby w skrócie krótką historię mojego życia. Ironia losu.

Pierwsze pytanie w kancelarii brzmiało: czy pani na pewno dobrze robi? Odpowiedziałam, że nie mam innego wyjścia, jestem po rozwodzie i nie mam ochoty spłacać byłego męża, on nie chce tam mieszkać ani spłacać mnie, naszą ostatnią wspólną decyzją było przekazanie domu małoletnim dzieciom.

Kobiety obejrzały moje dokumenty, popatrzyły na wyrok rozwodowy, zgodę sądu na służebność dla mnie i już nic nie komentowały, nawet wycofały się z żądania ode mnie wypisu z księgi wieczystej, bo przecież można to sprawdzić w Internecie i to im powiedziałam. Termin wyznaczono na poniedziałek 9:15.


Jechałam z powrotem do pracy i płakałam, bo ten dom był naprawdę moim miejscem, zbudowaliśmy go od podstaw, cały ogródek posadziłam osobiście, osobiście rozwiozłam 6 ton żwirku; dawał mi siłę, za każdym razem jak wracałam zrypana z podroży służbowej. Dlatego on myślał że za wszelką cenę będę chciała go zatrzymać i weźmie sobie w zamian wszystko inne...
Powiedziałam paniom w kancelarii, że czas pokaże, czy ja dobrze robię. Sędzia na rozprawie wyrażając zgodę na służebność dla mnie skomentowała wszystko jednym zdaniem: "Dzieci się zmieniają".
A teraz - mam nadzieję, że moje dzieci będą o niego (dom) dbały jak dorosną.

„Pomyślę o tym wszystkim jutro,w Tarze.Zniosę to wtedy lepiej.Jutro pomyślę,jak go odzyskać.Mimo wszystko, życie się dzisiaj nie kończy.”

„Nie chcę o tym teraz myśleć - postanowiła.- Jeżeli zacznę o tym myśleć teraz, będę się musiała martwić. Nie ma powodu, aby sprawy nie miały się ułożyć tak, jak tego chcę(...)”

W środę wieczorem piłam za smutki i chwilowe rozterki, w poniedziałek - po darowiźnie - za pomyślność obdarowanych!

"Ziemia, Tara, tam wrócę i nabiorę sił, tam wymyślę sposób (...). Ziemia to twoja siła i wszystko co masz. Ona jest jedyna wierna..."

Komentarze