Kochance męża poślij kwiaty – uaktualnione wspomnienie

optymizm
Mam wspaniały humor dziś dzięki rozmowom z X. w czasie weekendu. I tak mi wpadła przed oczy stara notka, którą popełniłam dawno temu. Miałam kiedyś zamiar faktycznie wysłać kwiaty tej fałszywej egoistycznej szmacie, żeby podziękować za zabranie ciapka, ale stwierdziłam, że lepiej te pieniądze wydać na siebie i dzieci  Przypomniało mi się ze śmiechem, jak „mój” ciapek, kiedy to porzucał mnie odrętwiałą z bólu i rozpaczy i wyprowadzał się z domu z żądaniem (!) rozwodu zadzwonił do mnie po pół godzinie skarżąc się, że jest głodny, nie ma pieniędzy, nie ma poduszki, a nowe łóżko jest niewygodne. Czy to nie istna ludzka komedia – rzucił mnie w momencie, kiedy odkryłam jego romans. Powiedział tyle:” Odchodzę, żądam rozwodu, przestałem cię kochać rok po ślubie. Wszystko było źle.” Potem się wyprowadza zbierając z domu jakieś przypadkowe rzeczy, odjeżdża, ja łkam cicho w boleści, za pół godziny on do mnie dzwoni (do porzuconej żony, nie do kochanki) „Jestem głodny i nie mam pieniędzy”. No to rzucił mnie czy nie?  Jak już odchodzi jako macho, to niech tym macho będzie cały czas. Dla takich wspomnień warto prowadzić bloga. Czy nie pozostawił po sobie  wspomnienia ciapka, którego „wolność” miała na imię Anna? Za kim ja tak szalałam z rozpaczy? Słońce świeci także nam; to że zostałyśmy porzucone, świadczy tylko o niedojrzałości emocjonalnej odchodzących. Cha, cha, cha, postanowienie na nowy rok: takim właśnie będę go pamiętać.
A oto stara notka notka:
Ogólnie wiadomo, że wszelkie emocje związane z rozstaniem muszą jakimś kanałem wydostać się z każdej istoty; nawet pies, kiedy poczuje zew natury,  może ugryźć właściciela. Smutek, żal, złość i inne uczucia od A do Z muszą wybrzmieć, obojętnie czy to z długością szesnastki czy całej nuty z fermatą. Odchodzący moim zdaniem mają o tyle łatwiej, że u nich to wszystko zaczyna się wcześniej, bo to  ich umysłach rodzi się myśl o odejściu jako najprostszym rozwiązaniu swoich problemów w związków. Jest związek – są problemy związkowe, nie ma związków – problemów związkowych nie ma, bo skąd mają być; tak to przedstawia się wielu osobom.
Porzuconych – niech rozbawi jak mnie do wesołości wariatki Song
który skłonił mnie do napisanie niniejszej notki i który w pierwszym momencie przywiódł mi na myśl instytucję płaczków żydowskich (z całym poszanowaniem), ale tak to właśnie jest: on niechże rzuci sucho „Spadaj, mała” i nie zostawia po sobie niezatartego, żałośnie śmiesznego wspomnienia ciapka, który – uwolniwszy się podstępem od hetery wysysającej z niego życie – pół godziny po wyprowadzce dzwoni do niej skarżąc się, że jest głodny, nie ma pieniędzy, a nowe łóżko niewygodne; ona i tak będzie rozpaczała przez jakiś czas, nawet po najgorszym kłamliwym luju, gdyż poród nowego życia zawsze odbywa się w bólach. Wykonanie rewelacyjne, muzycy prześwietni, cała klasyka wszelkich rozwiązków: facet jednym zdaniem niby zamyka rozdział i idzie dumać do swojej jaskini, a częściej pocieszać się w ramionach tej jedynej, doskonałej, niebiańskiej istoty, dzięki której wyrwał się z okow małżeńskiego horroru; babeczka zaś musi sobie jeszcze długo, długo pogadać na ten temat, aż dojdzie do trafnego wniosku, że jedną z jej najlepszych decyzji życiowych było nie przyjęcie chłoptasia z powrotem – dżentelmena poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym, jak kończy; żaden garnitur od Armaniego z buraka nie zrobi pana. A potem to nic, tylko uważniej patrzeć i słuchać ludzi, co i w jaki sposób mówią. Zamiast kwiatów kochance męża – spraw sobie, kobieto, nowe szpilki! Ciesz się i błogosław ją, że go sobie wzięła; on zawsze taki był, a ona tylko otworzyła Ci oczy.

Komentarze