O stracie


"(...)Przeżywanie utraty bliskiej osoby to ta najbardziej skrajna forma straty. A tak naprawdę całe życie jest w jakimś stopniu procesem godzenia się że stratą, na różnych poziomach. Nie znaczy to, że  mamy zatem powód być w permanentnym dole, bo to wskazuje na zaburzenie. Wydaje mi się tylko, że miejsce na słabości, smutek, żal z jakiegoś powodu jest dziś przydzielane bardzo niechętnie. Dlatego zawsze budzi we mnie zastanowienie wypowiadanie czegoś w rodzaju "każdy czasem ma dola, ale...". Nikogo w tym momencie nie krytykuję i odnoszę to pytanie także do siebie - zastanawiam się, jaka jest ta granica doła. Raz w miesiącu, raz na dwa? A może to nie jest kwestia "doła", tylko niektóre rzeczy naprawdę są trudne i zasługują na współczucie? A jeżeli ktoś z jakiegoś powodu jest naprawdę nieszczęśliwy i akurat nie ma wpływu na źródło nieszczęścia a nie ma w sobie takich zasobów by to skompensować sobie w inny sposób?
Ludzie mają też bardzo bardzo różne konstrukcje wewnętrzne i np. coś, co ja będę przeżywać tydzień, ktoś [inny] będzie przeżywał dwa miesiące lub vice versa.
Nie chcę przez to powiedzieć, że należy koniecznie słuchać tych, co się na coś użalają, bo tak wypada. Kontakty towarzyskie są nieobowiązkowe i można je zerwać z dowolnych przyczyn (i nawet bez oskarżania drugiej strony). Wydaje mi się tylko, że jest coś w rodzaju przynajmniej lekkiej presji społecznej na "dobre samopoczucie", nieprzeżywanie załamań i słabości, wartościowanie, że ktoś się czuje nieadekwatnie do okoliczności - bo my byśmy się czuli inaczej.
W konsekwencji - wiele osób odmawia sobie prawa do przeżywania swych trudnych emocji otwarcie, bo boi się odtrącenia.(...)"
" (...)Straty nie obejmują tylko odejścia i rozłąki z tymi, których kochamy, lecz także stratą jest utrata marzeń i niemożliwych do spełnienia oczekiwań, utrata złudzeń dotyczących siebie, własnej iluzji np. bezpieczeństwa lub kontroli, ale też utrata własnego, dawniejszego ja, bo przecież się zmieniamy po stratach. Uświadomienie sobie tego i zaakceptowanie nie jest jednak takie proste i zajmuje dużo więcej czasu, niż można by sądzić. Bo to nie tylko proces czysto intelektualny, który można sobie odnieść do innych zdarzeń i sytuacji, ale jest to także proces nabrzmiały silnymi emocjami. I po prostu trudno przejść po ważnej stracie do kolejnego rozdziału swojego życia, gdy nie potrafimy się w nim ani odnaleźć, ani tym bardziej zakotwiczyć. Bo co z tego, że w realnej rzeczywistości niewiele się zmieniło, jak wewnątrz jest burza emocji. Albo cóż z tego, że coś przeminęło, skoro emocje i uczucia tkwią nadal w przeszłości. Trudno także szybko odciąć się od dotychczasowych prawd oraz przypisanych im repertuarów zachowań. Trzeba to wszystko pożegnać, pozwolić odejść." Pamiętać, że ludzie przychodzą i odchodzą, ze sobą jesteśmy od początku do kresu dni.
źródło: Internety

Komentarze