Minęła dekada

[Pisane było przy "Used to be young" Miley Cyrus]




 Minęła dokładnie dekada od momentu, gdy po drugim zawodzie miłosnym i jak mi się wtedy wydawało nędznym życiu, dorwałam w odmętach Internetu australijski podręcznik o planowanych samobójstwach i postąpiłam według niego. 

Spotkalam sie potem interwencyjnie kilka z razy z terapeutką. Kiedy powiedziałam, że czuję sie niewydolna życiowo, ona zapytała: "Jakie są na to dowody?" Nie umiałam ich podać. To pytanie zadawałam sobie jeszcze co najmniej kilkanaście razy w chwilach zwątpienia. Może na uczucia nie ma dowodu, ale mnie to proste pytanie dało dużo do myślenia. 

Stoję teraz w innym miejscu. Byłam młoda i z gorącą, szybką krwią w żyłach. Wiele rzeczy czułam mocniej, niż trzeba było. Zbudowałam swój świat na niewłaściwych fundamentach.

Dużo potem czytałam, że siły należy szukać w sobie, że tylko, gdy jest się samemu poukładanym i ma się przepracowane dzieciństwo, emocje i poprzednie związki, i wyciągnięte z nich wnioski na przyszłość, dopiero wtedy należy szukać satysfakcji w nowym, zdrowym, szczęśliwym związku. Dużo czytałam wyśmiewania sie z osób, które pragnęły, by partner je uleczył z duchowej niepełnosprawności. Aż tu wczoraj wpadł mi w oczy cytat z artykułu w jakimś magazynie, który brzmiał następująco:

"Zródłem szczęscia w życiu są satysfakcjonujące relacje". 

To było takie nowe. 

Zdrowe relacje mnie napędzają, dają energię, sprawiają, że chce mi się odwiedzać dane miejsce, rozmawiać z danymi ludźmi, częściej z nimi przebywać. Działają w dwie strony, bo miło wiedzieć, że jest się chcianym, szanowanym, nawet kochanym, i że też druga strona chętnie przyjmuje oferowany kawałek siebie, bierze od nas energię.

Myślę, że niekoniecznie muszą być to od razu relacje miłosne. Zacznę od relacji ze Wszechświatem: Od jakiegoś czasu myślę, że los/Bóg/siła wyższa ma mnie w swojej opiece, miała nawet wtedy, gdy w starym płaszczu i kaloszach w stokrotki wyszłam z domu przed siebie (). W rodzinnej firmie, w której pracuję, mam na co dzień bardzo przyjazną atmosferę, nie ma knowań, każdy ma ściśle określony zakres zadań i nie istnieje spychologia, każdy ma samodzielne stanowisko, jest ograniczony jedynie przez przepisy prawa i charaktery klientów, moi są na szczęście bardzo normalni. Myślę, że głownie dzięki relacjom w pracy czuję jakbym codziennie szła na miłe spotkanie towarzyskie, nie odczuwam trudu obowiązków pracowych, praca stała się hobby i przyjemnością. W finansach FIFO - pierwsze weszło, pierwsze wyszło. Podliczyłam mijający rok i wychodzę dokładnie na zero, a przecież w tym roku malowałam dom, robiłam nowy prysznic i nowy piec dwufunkcyjny. Oglądałam wczoraj kawałek programu "Nastolatki rządzą kasą" i padło tam stwierdzenie, że trzeba mieć zdrową relację z pieniędzmi - nie wydawać ich pochopnie na pierdoły, ale też nie trzymać dla samej przyjemności posiadania, słowem - dobrze je czasem wydać na siebie. W zdrowiu dekada remisji. Mimo szoku przy pierwszej hospitalizacji, ostatecznej diagnozy nie przyjęłam źle. Ot, jeden choruje na serce, drugi na głowę. Lepsze to niż rak. W uczuciach zgodnie z wróżbą: ubyła znajoma, dość toksyczna zresztą, przybyła miłość, dojrzały, kompatybilny ze mną mężczyzna, który nie wystraszył się mojej schizofrenii połączonej z samotnym macierzyństwem. I w tym wszystkim ja, taka jakaś jakby poukładana ze sobą.



Jeśli podobają Ci sie prezentowane treści, postaw mi kawę https://buycoffee.to/7wiatrow

Komentarze

  1. Gratuluję i podziwiam.
    Również widzę w sobie zmiany i przebytą drogę.
    Przypominam sobie dyskusje z innymi singlami, prowadzone zapalczywie w internecie. Teraz widzę, że dawałam się ponieść emocjom, że za mało było dystansu. Że nawet o tym nie wiedząc, chyba sama siebie chciałam przekonać do głoszonych poglądów. Zresztą zadziałało, miało terapeutyczny charakter, bo naprawdę wierzę w szczęśliwe singielskie życie.
    Moje doświadczenia z mężczyznami były głównie negatywne, z elementami przemocy, więc do związków się nie palę, ale nieobce mi są myśli, że fajnie byłoby być z kiś... fajnym. Brakuje mi tylko wiary, że mogę takowego spotkać. Rozum wie, że istnieją, ale serce mocno, mocno nie ufa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo znamienne, co napisałaś. Ja też w którymś momencie o mojej forumowej działalności pomyślałam, że chciałam dyskutować sama ze sobą, samą siebie przekonać do głoszonych tez. Czasem myślę, że była to zapalczywość trzydziestolatki, którą to zapalczywość widzę teraz w innych internautach. Może też kwestia niedojrzałości życiowej? Teraz jakby więcej tolerancji we mnie na cudze poglądy, co nie przeszkadza mi mieć swoich zupełnie odrębnych. Niewielu osobom pisana jest całkowita samotność w życiu, ja też nie szukałam, to miłość znalazła mnie i łaziła za mną, aż wyłaziła.

      Usuń

Prześlij komentarz

Podpisz się, proszę! Komentarze anonimowe zgodnie z regulaminem bloga nie są publikowane. Spam, nawet podpisany, również nie będzie publikowany.