Gospodarczy weekend

W sobotę obudziłam się o ósmej, zaparzyłam kawę w ekspresie, poczytałam blogi. W zamiarach miałam ogarniać trawniki i ogród z przodu, ale padał śnieg z deszczem. Pomalowałam włosy kupioną w piątek farbą w kolorze popielaty brąz numer 4.11, tak zbliżonym do naturalnego, że w sumie nie widziałam różnicy między włosami pomalowanymi, a wcześniejszymi, nawet w połysku, choć pojedyncze siwki oczywiście przykryło. Coś pod łopatką mnie boli nadal w pozycji siedzącej, co promieniuje na całą prawą rękę do łokcia, po półtora tygodniu bólu doszłam do wniosku, że może by tak łyknąć ibuprom. W pozycji stojącej czy w ruchu wszystko jest OK. Po farbowaniu włosów wzięłam gorącą kąpiel i wymazałam się ślicznie pachnącym balsamem o zapachu syropu klonowego. Wstawiłam zmywarkę i zabrałam się za układanie ręczników, zmianę swojej pościeli i swoje prasowanie. Nagle okazało się, że jednak MAM się w co ubrać. Nie chcę narzucać sobie postanowień, co do których istnieje obawa, że ich nie dotrzymam, ale dobrze byłoby poprzestać w tym roku na zasobach odzieżowych w szafie - czyli nic już w tym roku nie kupować. 
Coś tam też przejrzałam z ciuchów, których nie założyłam od roku, do przekazania do kontenera PCK i przejrzałam biustonosze w tym samym celu. Puściłam też w swoim pokoju rumbę, przedtem wyciągnąwszy z pojemnika na kurz złotą zawieszką, która ostatnim razem spadła mi na podłogę. Dobrze, że ją odzyskałam. 
Lolek od wczoraj u ojca, Juniorowi zamówiłam pizzę, więc odpadło gotowanie, po pizzy Junior wziął swój samochód i też pojechał do ojca.
O czwartej pomyślałam, że zakupy spożywcze mogę zrobić w handlową niedzielę, polałam więc białego wina. Wstawiłam drugą zmywarkę, zjadłam tuńczyka z sałatą, pomidorem i czarnymi oliwkami z sosem balsamiczny, po czym była już piąta i doszłam do wniosku, że koniec roboty na dziś, trzeba trochę pomieszkać. Po zastanowieniu się wstawiłam jeszcze pranie. Naszykowałam spodnie na jutro do podłożenia nogawek i sweter do zaszycia dziury, zaległam z herbatą karmelową. 
Niedzielny poranek zaczął się dopiero koło dziewiątej. Pokawkowałam, wzięłam gorącą kąpiel i znowu użyłam balsam o zapachu syropu klonowego - uwielbiam, mam nadzieję używać go codziennie. Zeszłam na dół i pomyślałam, że warto by ogarnąć kuchnię, ale najpierw zakupy spożywcze. Po powrocie ze sklepów umyłam lodówkę (półki oczywiście wyciągnęłam i wstawiłam do zmywarki, więc zeszło, bo jedno mycie trwa ponad półtorej godziny, a półki myłam zmywarką na dwa razy), pięknie wyukładałam zakupione produkty. Znowu pojechałam po pizzę dla Juniora - sama nie jem mąki i wszystkiego co z mąki i czekam na efekty takiej diety. 

źródło: Pexels, Cottonbro Studio

W międzyczasie wstawiłam zrazy wołowe do duszenia na jutro, wstawiłam pranie i przygotowałam sobie część jedzenia do diety na nadchodzący tydzień. Niestety, dopiero jak zrobiło się ciemno i usiadłam, pomyślałam, że szkoda, że nie zrobiłam zdjęć ciuszków, które upolowałam na wyprzedażach. Spodni oczywiście NIE podłożylam, ani nie zaszyłam dziury w swetrze. Do północy jeszcze trzy godziny, może się uda. 
I tak sobie myślę, ze jak to było możliwe z mojej strony, że dawnymi czasy zaczynałam sprzątać tydzień w tydzień regularnie w każdą sobotę cały dom, schodziło mi do szesnastej, po czym szykowałam się na młodą boginię i biegłam na randkę. Teraz, kiedy w weekend mam kurs, po powrocie potrzebuję po prostu posiedzieć i porobić "nic". A w tygodniu po pracy to już musowo mam swoje powolne rytuały, które muszę odbyć, by zrelaksowana zakończyć dzień, do nich należy obowiązkowo odcinek zwariowanego serialu i dobra kawa/herbata, czytanie wszystkiego, co wpadnie w ręce, a tym najprzyjemniejszym jest telefon do/od lubego. Co mi przypomina, że pora chwycić za telefon.

P.S. Miałam krótki pomysł zmienić stół w kuchni na ten ze zdjęcia i faktycznie go na dwie godziny do kuchni wstawiłam (dowód: zdjęcie), ale Junior uparł się, że ten nowy stary (bo stół sprzed wojny) będzie niepraktyczny i ciasny, więc wystawiłam z powrotem. Za to by sobie odmienić nieco kuchnię zamówiłam nowe pokrowce na krzesła, jak przyjdą, nie omieszkam się pochwalić.



Komentarze

  1. Dobry wieczór.
    A ja dzisiaj - totalne lenistwo. Nie wiem, czy wskutek pogody, czy też wczorajszego kontaktu z alkoholem (siostra z Włoch przyjechała!) czułam przez cały dzień zmęczenie i ospałość. Zauważam też, że i ja muszę odreagować zatrzymaniem się i zwolnieniem obrotów po intensywniejszych okresach. A wczoraj wiele się działo, bo i koleżankę odwiedziłam, i siostra do mnie wpadła, a wieczór upłynął u drugiej siostry w towarzystwie całego mojego rodzeństwa (zabrzmiało jakbym go z tuzin miała :) ).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podpisz się, proszę! Komentarze anonimowe zgodnie z regulaminem bloga nie są publikowane. Spam, nawet podpisany, również nie będzie publikowany.