Niedziela, czyli rok Smoka


Kiedy łaziłam wczoraj po drogeriach, wpadł mi w oczy jakiś preparat do włosów z olejem rycynowym, pomyślałam więc, że lepiej przeprosić się z samym tym olejem, który mam w zapasach. Więc nałożyłam na włosy naftę kosmetyczną, kilka kropel keratyny i trochę oleju rycynowego. Włosy po nim są ciężkie i brak im puszystości, co przejdzie przy kolejnym myciu, natomiast są ładnie wygładzone i świetnie się rozczesały po myciu, a mam z tym wieczny problem. Mam marne włoski (w sensie grubości i długości i algorytmy Internetu też to wiedzą, i non stop podsuwają mi reklamy przedłużenia i zagęszczenia włosów (a także wszelkich form wstrzykiwania sobie ciał obcych w twarz), zupełnie jakby chciały wymusić na mnie zaprzestanie starzenia się z godnością, co zresztą zgodne jest z polityką rządu, który zamiast zająć się przykładowo uzdrawianiem usług zdrowotnych, ma obniżyć od kwietnia VAT dla branży beauty, co pewnie zgodnie z zasadami mikroekonomii skończy się na skonsumowaniu przez producentów (lekarzy i kosmetyczki) korzyści przewidywanych dla konsumentów z tego tytułu, zupełnie, jak to było z artykułami spożywczymi. Czyli obniżka stawki VAT wejdzie, a usługodawcy uznają, że mają tak wysokie koszty własne, że ceny zabiegów nie ulegną spadkowi, tym samym klient zostanie zrobiony w bambuko.

A przecież można się zestarzeć, dalej być piękną i przede wszystkim mieć pogodę ducha wypisaną na twarzy.


10 lutego zaczyna się rok Smoka, rok zmian, więc może wreszcie coś się zmieni, przynajmniej w kwestii fizycznej odległości między mną, a lubym. I w zasadzie jest to jedyna rzecz, której życzę sobie od życia, bo we wszystkich innych dziedzinach jestem spełniona. W kwestii życzeń wystosowałam też prośbę do lubego o jakiś zapach z moich ulubionych w związku z nadchodząca rocznicą urodzin. Obecnie mam Good Girl (miałam chyba we wszystkich odmianach) oraz Eros, więc luby do wyboru ma opcję Orange Hugo Boss albo Roma Laura Biagotti. Obydwa z nutą gorzkiej pomarańczy - uwielbiam. 

W piątek cały dzień w domu, wzięłam dzień urlopu, by odwieźć auto do naprawy tłumika. Pokawkowałam więc, wzięłam do południa gorącą kąpiel i namaściłam ciało balsamem o zapachu syropu klonowego - kocham! Ogarnęłam część trawnika z przodu domu i przycięłam hortensję i bluszcz, bo pogoda dzisiaj bardzo sprzyjała pracy na zewnątrz. Jak tak sobie grabiłam, ogarniał mnie zapach słodkiego syropu klonowego, w takich warunkach praca w ogrodzie może stawać sie luksusem. Pięć stopni ciepła, a czuć było jakby ze dwanaście. Ponoć wiosna w tym roku ma przyjść niebawem, tak przewiduje się po braku cienia świstaka gdzieś tam w USA, więc czekam na tulipany, wcześniej na przebiśniegi.

Próbowałam sprzątać dziećmi, ale mężczyzna jednak odczytuje instrukcje wprost. Jak mówię "posprzątajcie kuchnię", to komenda nie zostaje zrozumiana jako zbyt ogólna. Jak mówię "wyjmijcie naczynia ze zmywarki i wsadźcie tam brudne, włączcie program drugi, i nie zapomnijcie o tabletce, tylko wyjmijcie ją z folii", to polecenie zostaje wykonane dokładnie tak, nikt już nie wpadnie na pomysł przetarcia blatów kuchennych ze śladów po pomidorze. Powinnam to uwzględnić w przyszłości.

Komentarze

  1. W chińskim horoskopie jestem podobno właśnie Smokiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, znowu posłałam w świat zbyt szybko swój komentarz, więc dopiszę, że cudowny świat zapachów odebrał mi Sjogren, mój wredny "mąż". Dostałam od koleżanki wodę różaną, według syna o bardzo intensywnym zapachu. I nie czuję :( A tak lubię delektować się aromatami i woniami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podpisz się, proszę! Komentarze anonimowe zgodnie z regulaminem bloga nie są publikowane. Spam, nawet podpisany, również nie będzie publikowany.