Dla wiernej czytelniczki - limited edition ;)

Pewien facet zaprosił swoją żonę na wspaniałą kolację do knajpy, gdzie grała muzyka i wtedy, kiedy ona czuła się wspaniale, powiedział jej, że postanowił się z nią rozstać. Wyobrażał sobie, że jest to rozstanie z klasą.
Kolejny mężczyzna o ósmej wieczorem opowiadał przy ludziach, jaką to ma wspaniałą żonę i że to jest największe szczęście, jakie mu się zdarzyło w życiu, aż inne żony potem mówiły do swoich mężów z rozmarzeniem: - Żebyś ty był taki jak on! A o dziewiątej usiadł obok żony, wziął ją za ręki i powiedział, że odchodzi.
Inny postanowił, że nigdy nie skrzywdzi swojej żony, dlatego nigdy z nią nie rozmawiał o sprawach przykrych, bo nie mógł patrzeć, jak jej się szklą oczy, a po dwudziestu latach odwrócił głowę, żeby nie patrzeć jej w oczy i powiedział: -Odchodzę - i niewiele go obchodziło, czy ona będzie płakać, czy nie, bo jakoś tę wrażliwość utracił.
Mój przypadek najbardziej przypomina ten ostatni. Banalnie. Któregoś dnia on po prostu oświadczył, że to koniec, że żąda rozwodu i musi się natychmiast wyprowadzić, bo nie może patrzeć na to, jak ktoś cierpi. Tyle.

Komentarze