Co słychać?

 Iris Apfel umarła. 


W pracy w poniedziałek koszmar, był deadline, czułam, że brakło mi tych dni, w których wzięłam urlop na przyjazd ukochanego, do tego miesiąc temu pomyliłam formularze i nie miałam pełnomocnictwa do wysyłki dokumentów, więc poszły spóźnione o jeden dzień, bo pełnomocnictwo udało się załatwić dopiero dzisiaj. Mam nadzieję, że kary finansowej nie będzie, ale wezmę winę na siebie, bo wiadomo, że zleceniobiorcę urząd ukarze łagodniej, niż przedsiębiorcę. Wyszłam wczoraj z biura później niż zwykle i jeszcze parę rzeczy z domu robiłam zdalnie.

We wtorek za to odprężenie, cały dzień sprzątałam biurko: wysłałam tylko jednego pilnego maila, podrukowałam wszystkie brakujące etykiety na segregatory, poukładałam segregatory firmami, pocięłam niszczarką niepotrzebne już wydruki i zrobiłam w tak zwanym międzyczasie pięciominutową prywatę. Na jutro zostało mi jeszcze poukładanie do segregatorów pozostałych dokumentów i wydruków.

Przed pracą rano podeszłam do programatora i sprawdziłam temperaturę w salonie, tak przekombinowałam z oszczędnościami na ogrzewaniu, że było tam trochę ponad szesnaście stopni, śmiałam się potem w pracy, że dziwne, że para nie szła z ust. Ustawiłam inny program i chyba zadziałało, bo jak wychodziłam do pracy, to piec był zgodnie z planem wyłączony, a po powrocie do domu kaloryfery były ciepłe - piec sie musiał automatycznie włączyć. 

W środę wzięłam sie za pisanie prywaty słuchając IX Symfonii Beethovena i koncertu e-moll Chopina i pomyślałam sobie, że skoro Beethoven był kompletnie głuchy komponując tak wspaniałe dzieło, że nawet po pierwszym wykonaniu nie usłyszał rzęsistych braw publiczności i dopiero jedna ze śpiewaczek podeszła do niego i obróciła go przodem do publiczności, żeby mógł zobaczyć aplauz, tak ja dam sobie radę.

Wyciągnęłam mokasyny na siedmiocentymetrowym obcasie, wprawdzie słupku i okazało się rano w drodze do garażu, że nie umiem w nich chodzić, bo całe lato, jesień i zimę do tej pory pomykałam w płaskim obuwiu. W ciągu dnia stopa jednak ułożyła się do nich. Wyciągnęłam też kurtkę wiosenną z szafy, pochowałam płaszcze, synami odebrałam paczkę z paczkomatu (przyszedł materiał na spodnie) i synami zmieniłam żarówkę w samochodzie (a oni posiłkowali się filmikiem z Youtube'a). Dietuję już piąty tydzień, jem naprawdę regularnie i z przewagą białka, a waga ani drgnie. Przejrzałam notatki sprzed roku i ważyłam ponad dwa kilo mniej, cztery lata temu nawet było to 56 kilogramów, stanowczo muszę cos z tym zrobić, bo jak tak co roku będzie mi przybywało kilo, dwa, to wkrótce będzie łatwiej mnie przeskoczyć, niż obejść. A to już ten wiek, że przytyć łatwo, zrzucić ciężko. Ale po południu przypomniało mi się, że w listopadzie było ponad 61, nawet ponad 62, więc coś tam jednak trwale spadło. W związku z powyższym po zamówieniu w piątek synom po pizzy w lokalnej pizzerii, nie zjadłam ani kawałka. Tak generalnie, to jem wszystko, co lubię, włącznie z żurkiem z kiełbasą i jajkiem, z wyłączeniem mąki i słodyczy, tylko w malutkich ilościach (dieta "żp" - żryj połowę) i staram się pilnować godzin posiłków. 

W południe w sobotę wyskoczyłam do galerii po dżinsy, szukałam białych z prostymi nogawkami. Juniorem zrobiłam zakupy spożywcze. Coś tam ogarnęłam w domu, wstawiłam pranie. Za chwilę jadę na klachanie do przyjaciółki, nadarza się niesamowita okazja, bo jej małoletnich pociech ma nie być w domu. Dobrze czasem pogadać w realu z kimś, kto nie ocenia, nie gani, nie daje rad nieproszony o radę, nie doszukuje się problemów, tam gdzie ich nie ma, po prostu wysłuchuje. 

Komentarze

  1. Bawi mnie to Twoje robienie różnych rzeczy synami :)
    A co do figury, to jesteś fajna babka. Nawet ze dwa kilo do przodu chyba Ci uroku ani elegancji nie zabierze.
    Ja na razie mam ten komfort, że mogę jeść, co mi sie żywnie podoba i ile mam ochotę. Aczkolwiek wolę nie trzymać w domu jakichś dyżurnych ciasteczek jak wiele znanych mi osób, bo wszystko wciągnęłabym jak odkurzacz. Jestem łasuch i cała tabliczka czekolady naraz to dla mnie żadne wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podpisz się, proszę! Komentarze anonimowe zgodnie z regulaminem bloga nie są publikowane. Spam, nawet podpisany, również nie będzie publikowany.