Do popołudnia byłam na kursie, teraz siedzę na tarasie, ochraniając twarz przed słońcem (przebarwienia!). Na krótko wpadła mama, żebym jej wydrukowała akt notarialny do poprawki - skomentowałam, co sądzę o jej dyspozycyjności dla klientów w czasie poza godzinami pracy. Praca pracą, ale czasy niewolnictwa chyba gdzieniegdzie sie skończyły, zwłaszcza, że ona jako szefowa i właścicielka firmy sama decyduje, w jakich godzinach pracuje. Niektórzy widocznie nie potrafią jednak inaczej, jak funkcjonować w kulturze z'a'p'i'e'r'd'olu. Ja po godzinach pracy staram się nie wchodzić nawet na maila służbowego (choć w ostatnie święta pracowałam zdalnie), ale nie wszyscy mają tak, jak ja.
Na tarasie od zachodniej strony jest bardzo ciepło i słonecznie. Wczoraj skosiłam trawniki i zabrało mi to chyba dwadzieścia pięć minut, widzę więc się, jak robię to regularnie co tydzień.
Jest cudownie - ptaki ćwierkają całym chórem, w delikatnym powietrzu fruwają żółte motyle i drobne owady. Kwitnie magnolia i migdałek, tulipany i barwinek. Czas płynie bez pośpiechu.
Nareszcie wiosna. Niby ocieplenie klimatu, a ociągała się niebywale. Skopałam wczoraj moje "latyfundia", a dziś wygrzewałam "stare kości" przed domem. Trochę się pochorowałam dzisiaj - jakieś zatrucie pokarmowe ; niegroźne, ale nieprzyjemne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam niedzielnie.